środa, 17 listopada 2010

Po pierwsze

Najsamprzód to o co chodzi:

W sumie to sam nie wiem co, ale coś tam we mnie narasta. Obecnie pomysł mam taki, że zrobię religijnego bloga. Nie żebym miał coś ciekawego do powiedzenia, jestem po prostu zirytowany. No i jutro pewnie wytrzeźwieje. Do tego momentu jednak uroczyście przysięgam wierzyć w to co piszę.

Otóż jestem katolikiem, katolikiem z dziada na dziada. Matka podkochuje się w nowym proboszczu, ojciec w stosunku do religii przyjmuje tradycyjną polską zasadę nie wpierdalania się w sprawy matki, rodzeństwo w połowie podziela poglądy ojca a w drugiej połowie jest skazane na wieczne potępienie i pewnie jej dzieci też pójdą do piekła.

Jestem katolikiem nie z wyboru, ale przecież nie ma katolików z wyboru (no dobra jest ich mało). Nawet nie chce być katolikiem, niestety nie bardzo mam jak przestać być katolikiem. Raz, że za dużo z tym pierdolenia, dwa, że gdybym nawet spróbował czegoś tak zuchwałego jak akt apostazji to:
1. Matka się wkurwi
2. Ojciec się wkurwi, że matka się wkurwiła.
3. Wkurwienie Matki będzie w jakiś sposób uzasadnione - zrobię jej wiochę na osadzie. A w obrębach palisady i w sąsiednich bogobojnych miejscowościach nie ma miejsca dla niewiernych, gejów, żydów czarnych czy najgorszych czarnych-żydów-gejów. Ale komuchów to lubimy.
4. No i nie ma chuja żeby to coś dało. Chcę czy nie dalej funkcjonuje w strukturach Ministerstwa Wiary czy tego chcę czy nie. Chcę czy nie będę katolikiem. no chyba, że...

...chyba, że mnie wypierdolą (ekskomunikują). To oczywiście nie możliwe, bo nie jestem posłem i nie mogę głosować za wprowadzeniem metody frankensteina ( w nowomowie in vitro ). Nie bardzo mam też jak zmienić wiarę czy co tam jeszcze stoi w Piśmie.